Klub

Karta Historii: Zakazana Coca-Cola. Zdzisław Bieniek

,

Dzisiejszy artykuł w cyklu #KartaHistorii dotyczy Zdzisława Bieńka, który bardzo mocno zapisał się w historii Garbarni Kraków. Jak sam twierdził jego początki z „Brązowymi” sięgają aż 1943 roku!

Istnieją takie sytuacje, które napawają mnie dużym zdziwieniem. O ile są to sprawy niezależne ode mnie, to po krótkim okresie zdumienia, że coś mi umknęło, odpuszczam sobie konsternację i staram się spokojnie przeanalizować swoje gapiostwo. Jednak kiedy jestem sam sobie winien jakiegoś zaniechania, które przecież nie wyniknęło z mojej niewiedzy czy lenistwa, a po prostu przycupnęło gdzieś w najgłębszym zakamarku mojej głowy, staję się nerwowy. Chcę jak najszybciej nadrobić stracony czas i zmierzyć się z tematem. Wyciągnąć go z kryjówki i pokazać światu. W wypadku Garbarni taką sprawą, a raczej taką postacią, o której już dawno powinienem był napisać tekst, jest Zdzisław Bieniek.

Bienek to jedna z najważniejszych postaci jeśli chodzi o kulturę fizyczną nie tylko Garbarni, ale też całej dzielnicy Podgórze w drugiej połowie lat czterdziestych i w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wspólnie z Heleną Rakoczy byli sportowymi herosami Krakowa, a zwłaszcza jego części położonej po prawej stronie Wisły.

Zawodnik Garbarni, Zawiszy Bydgoszcz i Legii Warszawa. Reprezentant Polski, olimpijczyk później trener. Znakomity piłkarz, słynący ze swojej szybkości i wytrzymałości. Na lewym skrzydle potrafił przefrunąć nad rywalami jak jaskółka nad liniami wysokiego napięcia.

Cóż więc można jeszcze dodać do tych osiągnięć? Rozpływać się nad najlepszymi występami? Wspominać niezapomniane bramki? Opisywać jego charakter? Owszem, są to bardzo intrygujące tematy. Ja jednak postanowiłem sięgnąć do wspomnień Zdzisława Bieńka. Powód takiej decyzji jest naiwnie prosty. Chciałbym pokazać Wam sytuacje, które sam przeżył, a które dziś wydają się być opowieściami jakby z legend czy mitów, a nie najczystszą świętą prawdą.

Bohater tego tekstu, jak sam twierdził na Garbarnię, trafił w 1943 roku. Jeszcze nie jako piłkarz, a kibic. Przeżył łapankę, którą urządzili podczas meczu Brązowych Niemcy i pomagał uciekać drużynie przeciwnej. Znał przecież wszystkie możliwe zakamarki Parku Sportowego na ulicy Barskiej.

Członkiem klubu został po zakończeniu drugiej wojny światowej. Można bez jakiejś specjalnej przesady napisać, że w tamtym momencie narodziło się całe brązowe pokolenie piłkarzy, którzy później czarowali w Ekstraklasie i I lidze. Jego kolegami z dzikich boisk byli przecież Józef Browarski, Tomasz Stefaniszyn i Wilhelm Glajcar. Wszyscy zasilili szeregi klubu z ulicy Barskiej.

W roku 1951 Bieniek dostał kartę powołania do służby wojskowej. W tamtych czasach bardzo ciężko było wymigać się od tego obowiązku, wszak był on powszechny i nawet studenci odbywali specjalne kursy. Ale kiedy powoływano piłkarza, zwłaszcza dobrego, było wiadomo, że trafi do któregoś z klubów wojskowych. Tak też się stało w przypadku Bieńka. Najpierw trafił do Zawiszy Bydgoszcz, a później do Legii Warszawa. Po latach wspominał legendarnego Wacława Kuchara, który był jego trenerem, Kazimierza Górskiego, z którym grał w drużynie i niesamowitą atmosferę panującą w warszawskiej drużynie.

Gdy był zawodnikiem CWKS Legia, zadebiutował w reprezentacji Polski. Konkretnie miało to miejsce 25 maja 1952 roku w meczu Rumunia – Polska rozegranym na Stadionie Republiki w Budapeszcie. Mimo że przegraliśmy (1:0), to zapamiętajcie ten mecz koniecznie. Przecież w wyjściowej jedenastce reprezentacji Polski wyszło aż trzech chłopaków z krakowskiego Podgórza w tym dwóch Garbarzy (co prawda grających już w innych klubach). Byli to Józef Mamoń wywodzący się z Korony Kraków, Tomasz Stefaniszyn i oczywiście Bieniek.

Talent i szczęśliwy zbieg okoliczności (kontuzja Teodora Wieczorka) sprawiły, że pojechał wraz z drużyną narodową na igrzyska olimpijskie w Helsinkach w 1952 roku. Polacy dużo nie ugrali, ale zobaczyli inny świat. Bieniek wspominał, że przed wyjazdem robiono zespołowi specjalne pogadanki, na których przestrzegano przed zachodnim wrogiem i przed…Coca-Colą. Tłumaczono im, że kapitaliści będą ją dla nich zatruwać. Mimo tych rewelacji cała ekipa próbowała tego napoju (niektórzy pierwszy raz w życiu), łącznie z trenerami, działaczami i pilnującymi ich komunistycznymi tajniakami.

Mimo że w Legii czuł się dobrze, jak wspomina, z ogromną radością wracał w 1953 roku do Garbarni. W 1959 zamieszkał w bloku przy ulicy Śliskiej. W Garbarni grał do roku 1963. Po zakończeniu kariery futbolowej zajął się trenerką, którą uprawiał w swoim macierzystym klubie przy ulicy Barskiej i u starszej sąsiadki Brązowych, czyli Koronie Kraków.

Zdzisław Bieniek zmarł w wieku 87 lat 21 grudnia 2017 roku. Pochowany jest na Cmentarzu Podgórskim.

Norbert Tkacz „Niezwykłe Opowieści Sportowe”

I drużyna

II drużyna

Drużyny młodzieżowe