Klub
Karta historii: Twardy rywal z ligi. Piast Gliwice
Dziś w ramach cyklu #KartaHistorii przyjrzymy się bliżej ligowym pojedynkom Garbarni z Piastem Gliwice z 1957 roku. Wówczas Garbarnia rozgrywała pierwszy sezon po spadku z najwyższej ligi, natomiast Piast świętował swój największy sukces w historii, czyli awans na zaplecze Ekstraklasy.
Każdy klub sportowy, każdy zespół w tym wypadku piłkarski spotyka na swojej drodze różnorakich rywali. Jak to w życiu bywa raz z tych pojedynków wychodzi się zwycięsko, innym razem pada się na murawę, oddając pole silniejszemu przeciwnikowi. Zawsze jednak widowisko sportowe tworzy relacje między klubami. Pisze następne strony historii. Tej potrzebnej statystykom, którzy dokładnie notują w kajetach strzelców goli, ukaranych kartkami, wchodzących z ławki rezerwowych itd. Jednak relacje oznaczają także kształtowanie wspomnień o tym, jak się grało, tak osobiście piłkarsko z takim czy innym przeciwnikiem.
Podczas rozmowy z trenerem Andrzejem Kucharczykiem (tych którzy nie czytali serdecznie zapraszam do lektury)
Karta historii: Andrzej Kucharczyk. Ludwinów Garbarnia i końskie jajo cz. 1
Karta historii: Andrzej Kucharczyk – Jak pokonaliśmy wielkiego Górnika cz. 2
zadałem mu pytanie o to, z jakim rywalem grało mu się wyjątkowo źle. Czy były jakieś zespoły w Polsce, które szczególnie nie leżały ówczesnej Garbarni (chodzi o drugą połowę lat 50 i lata 60). Trener bez wahania na pierwszym miejscu wymienił drużynę Piasta Gliwice. Tak to uzasadniał: „Nie wiem dlaczego tak było, ale takiego pecha do nich mieliśmy, że to nie do uwierzenia. Jak oni nam bramki nie strzelili to nam wiatr strzelił. Nie szło z nimi grać. Później już sami to pogłębialiśmy i już przed meczem przegrani byliśmy”. Oczywiście, żeby wyjaśnić, absolutnie nie chodziło o jakieś kwestie osobiste między zawodnikami obydwu drużyn. Andrzej Kucharczyk podkreślał, że chodziło o walkę na boisku. Prywatnie z wieloma swoimi przeciwnikami utrzymywał wręcz przyjazne relacje. Sprowokowany tymi słowami postanowiłem sprawdzić, jak wyglądały początki tej twardej męskiej rywalizacji.
Wszystko zaczęło się w roku 1957 na drugim poziomie rozgrywkowym, czyli w ówczesnej II lidze (dziś I, a więc zaplecze Ekstraklasy). Jak wyglądała wtedy sytuacja na mapie piłkarskiej obydwu klubów? Garbarnia sezon wcześniej grała jeszcze w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej. Niestety wyniki sportowe w roku 1956 były kiepskie, żeby nie napisać tragiczne. 12 zdobytych punktów oznaczało zajęcie ostatniego miejsca w tabeli i spadek poziom niżej. W Krakowie nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że jest to sytuacja chwilowa i Brązowi już niebawem wrócą do należnej im historycznie Ekstraklasy. Jak dziś wiemy były to płonne nadzieje, ponieważ nigdy, aż do dzisiaj sztuka ta nie udała się. Piast Gliwice był w zgoła innej sytuacji. Założony w 1945 roku właśnie w 1957 świętował swój największy sukces w dotychczasowej historii, czyli awans na zaplecze Ekstraklasy. Oznaczało to nic innego jak pierwsze mecze o punkty ligowe między Garbarnią, a drużyną z Gliwic.
Na początku czerwca 1957 roku Brązowi wyjechali na Śląsk rozegrać pierwszy pojedynek. Przed meczem Echo Krakowa informowało, że Garbarze w tej części sezonu obniżyli loty (przegrana kolejkę wcześniej z AKS Chorzów 2:1). Redaktor gazety nie wróżył zwycięstwa z Piastem, ale wyrażał nadzieję, że może „chłopcy z Ludwinowa” pokażą wszystkim „pazurki” i sprawią przyjemną niespodziankę (pazurki pewnie nie bez kozery). W ósmej kolejce po twardej, obfitującej w faule grze, Garbarnia zdołała zremisować 1:1. Chciałbym jednak, abyśmy spojrzeli na to spotkanie z tamtego punktu widzenia, bo w Gliwicach grała wtedy wielka i słynna Garbarnia z dopiero budującym swoją historię młodzieniaszkiem Piastem. Dziś oczywiście wygląda to trochę inaczej. Role się po prostu odwróciły…
Drugie spotkanie w sezonie 1957 odbyło się pod koniec października. Sytuacja w tabeli była taka, że jedna i druga drużyna zajmowały wysokie lokaty, tuż za bijącymi się o awans Cracovią i Stalą Mielec. Różnica była tylko taka, że dla Garbarni była to porażka, miała przecież świętować powrót do Ekstraklasy, a dla Piasta był to rewelacyjny sukces. Zacytuję dziennikarza Echa Krakowa: „Garbarnia mająca szanse na wicemistrzostwo grupy południowej II ligi będzie chciała zainkasować 2 punkty na jedenastce gliwickiej, która szczyci się zdobyciem 8 punktów na krakowskich drużynach (4 na Wawelu, 3 na Cracovii i 1 na Garbarni). Zespół gliwicki nie leży krakowskim drużynom”. Mecz jednak zakończył się ponownie remisem 1:1. Choć jak opisuje prasa był to wynik szczęśliwy dla gości ze Śląska, ponieważ Brązowi do 60 minuty nie opuszczali ich połowy boiska. Dziennikarze podkreślali brutalny styl gry Piasta i chwalili Browarskiego, bramkarza Liszkę i zdobywcę gola Jasiówkę. W efekcie remisu tabela ukształtowała się tak, że gliwiczanie zajęli w końcowym rozrachunku wysokie trzecie miejsce, a Garbarze czwarte.
Wtedy była to, jak pisałem wcześniej, fatalna porażka. Dziś kibice brązowych wzięliby takie wyniki płacząc ze wzruszenia…
Norbert Tkacz „Niezwykłe Opowieści Sportowe”