Klub
Karta historii: Brązowy tenis stołowy
Był czas, kiedy tenis stołowy w Polsce był sprawą niemal najważniejszą. Postacie takie jak Andrzej Grubba czy Leszek Kucharski działały na umysły milionów Polaków w sposób nieprawdopodobny. Każdy, czy to młody, czy to w kwiecie wieku, wszędzie gdzie się dało odbijał drewnianą paletką białą piłeczkę. Grano na korytarzach szkolnych, w salkach katechetycznych, w ośrodkach kolonijnych i w mieszkaniach prywatnych, gdzie w stół do gry zamieniało się ławę w dużym pokoju, a zamiast siatki stały z gracją ułożone książki. To był fenomen, który porównać można chyba tylko z „Małyszomanią”.
Historia bywa przewrotna. Zdaje sobie sprawę z tego, że to określenie jest wyświechtanym banałem. Ale w wypadku związków Garbarni z tenisem stołowym jest ono jak najbardziej na miejscu. Bo kiedy w latach osiemdziesiątych wybuchło szaleństwo na punkcie tej dyscypliny sportu, to na Ludwinowie sekcji tenisowej już nie było. Została zlikwidowana w roku 1970.
Cofnijmy się jednak do okresu przedwojennego. Konkretnie do roku 1935. Wtedy właśnie panowie Roczniak, Bass i Abrahamer zadebiutowali na indywidualnych mistrzostwach Polski klasy B w barwach Brązowych. Zawodnicy ci byli na tyle dobrzy i głodni sukcesów, że udało im się awansować do zespołowej klasy A czyli na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Polsce. W roku 1936 udało im się w tym elitarnym gronie pozostać, jednak już rok później pomimo pokonania w lidze Żydowskiego Towarzystwa Sportowego, musieli pogodzić się ze spadkiem. Trzeba przyznać, że niemiłosiernie rozjuszyło to władze klubu, które natychmiast zawiesiły sekcję…
W roku 1946 postanowiono dać jeszcze raz szansę garbarskiemu tenisowi stołowemu. Nie ma się temu co dziwić, ponieważ nawet piłkarze z dziką radością odbijali piłeczkę pingpongową (Ignaczak, Rakoczy, Bystroń). I znowu drużyna, prezentując świetną formę, wspięła się do klasy A. Moździerz, Grotyński, Pawłowicz, Grochot i Tarczałowicz całkiem nieźle sobie poczynali. Do roku 1950 cały czas zajmowali miejsca w czubie tabeli. Dlaczego napisałem że do roku 1950? Ano dlatego, że właśnie wtedy dzięki światłym reformatorom z komunistycznych elit władzy wszystko stanęło na głowie. Kluby łączono w wielkie konglomeraty sportowe, co spowodowało totalny galimatias. Także historyczny. Bo czy zawodniczki pierwotnie Legii Kraków można uznać za reprezentantki Garbarni? Moim zdaniem raczej nie, choć Górkowska i Bielecka były wtedy absolutną polską czołówką tenisową. Z tego punktu widzenia znaczący był rok 1956. Rozpadł się wtedy potężny Włókniarz i wreszcie Garbarnia mogła być Garbarnią, a Korona Koroną. Sekcja tenisa stołowego zdecydowała się reprezentować brązowe barwy. Dzięki temu po trzech latach starań drużyna w pięknym stylu awansowała do II ligi ogólnopolskiej. Był to rok 1960 a sukces ten odniosła Garbarnia dzięki takim zawodnikom jak Ulman, Franczak, Łuszczek i Pakiet. Swoją drogą rok wcześniej Jerzy Franczak sięgając po indywidualne mistrzostwo Krakowa dał klubowi z Ludwinowa jeden z największych tenisowych sukcesów w historii.
Niestety hossa ta trwała tylko dwa lata. W 1963 roku Garbarnia spadła z II ligi, którą zresztą zlikwidowano. Panowie przeżywali kryzys sportowy, wprost przeciwnie do pań, które dzięki znakomitym wynikom Gołębiowskiej (2 miejsce w Krakowie w grze pojedynczej i 2 w deblu) notowały świetne wyniki. Dopiero w roku 1966 Brązowi awansowali do nowoutworzonej ligi międzywojewódzkiej. Był to już jednak łabędzi śpiew tenisa stołowego na Ludwinowie. Po kolejnym spadku z tego szczebla ligowego w roku 1970 zlikwidowano sekcję. Może kiedyś, choć zdaję sobie sprawę z tego, że jest to myślenie całkowicie nierealistyczne, ktoś jeszcze raz da szansę występu na ligowych parkietach garbarskiej drużynie tenisa stołowego…
Norbert Tkacz „Niezwykłe Opowieści Sportowe”