Klub

#RetroMecz: Ten nadzwyczajny urok derbów

,

Mecze „Brązowych” z „Białą Gwiazdą” toczyły się o różną stawkę. Długo trwały boje w ekstraklasie, czasem o najwyższe zaszczyty. Klasycznym przykładem konfrontacja pod koniec 1931, kiedy Wisła wygrywając na Ludwinowie 3:2 uplasowała się dzięki temu na 2. miejscu końcowej tabeli. Niekorzystny wynik jednak tylko trochę, jeśli w w ogóle, zabolał Ludwinów. Bo Garbarnia wcześniejszym rozgromieniem Lechii Lwów 4:0 praktycznie zapewniła sobie mistrzowski tytuł. Ten, którego bezprawnie pozbawiono jej dwa lata wcześniej, w premierowym sezonie „Garbarzy” w najważniejszej lidze.

Jeszcze w połowie lat 50. ubiegłego wieku Garbarnia zdecydowanie pokonała Wisłę 3:0 na jej stadionie. Zaś o filmowej urodzie golu strzelonym wtedy przez Wilhelma Glajcara (wolej z 20 metrów, sam Jerzy Jurowicz był bezradny…) do tej pory krążą legendy. A jakby nieszczęść wiślaków było tego dnia mało, to Henryk Stroniarz tuż przed końcowym gwizdkiem obronił rzut karny, nieskutecznie wyegzekwowany przez tragicznie zmarłego później w Chicago Zbigniewa Kotabę…

Aspiracje „Brązowych” sięgały w owym 1955 roku nawet tytułu. Nie udało się, decydujące znaczenie miały porażki pod koniec sezonu z Legią Warszawa i Stalą/Zagłębiem Sosnowiec. Akurat na gorącym terenie Ludwinowa… Ale i ważne było to, co zdarzyło się jeszcze w w kwietniu ’55, a do czego początkowo nie przykładano większej wagi. Garbarnia na boisku przy ul. Barskiej uległa Wiśle 0:1, a jako jedyny wpisał się na listę Wiesław Gamaj. Chłopak z Podgórza, kolega z nieformalnych drużyn choćby takiego herosa z Ludwinowa jak Zdzisław Bieniek… Tych dwóch punktów straconych z Wisłą też bardzo zabrakło przy sporządzaniu bilansu końcowego. Kiedy naprawdę nie tak dużo brakowało, aby rok 1955 był dla Ludwinowa identycznie piękny jak rok 1931.

W początkach września 1964 roku Wisła znów składała wizytę na Ludwinowie Wisła. Choć akurat pierwszy raz w historii zdegradowana do drugiej ligi – „Biała Gwiazda” wzbudzała respekt. Jak oprze się atakom „brązowych” słynny tercet defensorów: Fryderyk Monica, Władysław Kawula, Ryszard Budka? Jak sforsować tych doskonałych obrońców?

Naoczni świadkowie wydarzeń szacują frekwencję na 25 tysięcy widzów. Tłum był wręcz niesamowity, rozpoczynająca rok szkolny młodzież mogła wyłącznie na podstawie legitymacji uczniowskich uczestniczących w wielkim wydarzeniu.

Gospodarze desygnowali do gry następujący skład: Andrzej Kierdaj – Mieczysław Kurek, Andrzej Karpiel, Andrzej Wełniak, Czesław Kwiatkowski, Andrzej Kucharczyk, Maciej Gigoń, Józef Browarski, Jerzy Odsterczyl, Meczysław Weiss, Robert Gadocha.

W ekipie Wisły pojawili się natomiast: Bronisław Leśniak – Fryderyk Monica, Władysław Kawula, Ryszard Budka, Antoni Zalman, Tadeusz Kotlarczyk, Andrzej Sykta, Józef Gach, Wiesław Rusin (znany jako Rusinek), Ryszard Wójcik, Czesław Studnicki (46 Karol Pstruś). Sędziował p. Gorzawski z Katowic.

Garbarnia, występując w koszulkach w biało-brązowe pasy (w takich w 1931 r. zdobyła mistrzostwo Polski), rozpoczęła grę z rozmachem, obejmując  już w 4. minucie prowadzenie po nieuchronnym strzale Gigonia. Paradoks, były prezes Garbarni, a wówczas pełen polotu prawoskrzydłowy pokonał Leśniaka przyziemnym strzałem z lewej nogi, co w wykonaniu Gigonia absolutnie należało do rzadkości. Jednak niebawem odpowiedziała Wisła dwiema bramkami Gacha, przy jednym z goli korzystając z wyraźnego błędu rywali.

Do przerwy zatem „Biała Gwiazda” prowadziła 2:1, ale clou programu dopiero miało nastąpić. Najpierw zaskakującym strzałem z dalekiego dystansu popisał się Kucharczyk, broniącemu w szkłach kontaktowych Leśniakowi zawsze dokuczały problemy ze wzrokiem. Na tym nie koniec ogromnych emocji. Oto przy stanie 2:2 pełen determinacji rajd przeprowadził Andrzej Sykta, który kilkakrotnie tracąc i odzyskując piłkę uparcie zmierzał do celu. W końcu osiągając go, z powodu niefortunnej interwencji Kucharczyka Kierdaj skapitulował po raz trzeci.

Kiedy od końcowego gwizdka dzieliły tylko sekundy – rozpaczliwy atak Garbarni odniósł remisowy skutek, Robert „Józek” Gadocha wykazał największy refleks po strzale bodaj Gigonia doprowadził do zasłużonego podziału punktów.

W opinii komentatorów (bowiem jak zwykle trochę kręcił nosem sędziwy redaktor „Sportu”, Stanisław Habzda) „był to mecz na poziomie pierwszoligowym”. Fani Wisły byli święcie przekonani o ofsajdzie Gadochy, kibice Garbarni w ogóle nie przyjmowali tego do wiadomości. Pewne jest za to, że jedno z najładniejszych zdjęć w bogatej karierze wykonał tamtego dnia fotoreporter „Tempa”, Wiesław Książek.

Zwłaszcza fotkę, na której bezpośrednio przed golem na 1:0 Gigoń uprzedza Monicę, a w tle dostojnie oczekuje ludwinowskiej fety Wawel… Niestety, nie mamy tej fotki w archiwum.

A w rewanżu? Znów pogodzono się remisem, tym razem bezbramkowym. Przy kiepskiej pogodzie i akurat w okresie Świąt Wielkanocnych kibice stanęli przed dylematem: pójść na derby czy w ciepłych kapciach oglądać w telewizji mecz Polska – Włochy. 12 tysięcy widzów kupiło wejściówki na stadion przy ul. Reymonta…

Wisła niebawem szybko odzyskała szlify ekstraklasy. Garbarnia jak zwykle grała na wiosnę znacznie gorzej niż jesienią…

(JC)

I drużyna

II drużyna

Drużyny młodzieżowe