Klub
Karta historii: W górę serca czyli spadek i awans. Rok 1937
W dzisiejszej #KarcieHistorii cofamy się do roku 1927, kiedy to „Brązowi” po raz pierwszy opuścili szeregi najwyżej ligi piłkarskiej w Polsce. Garbarnia zaliczyła wówczas błyskawiczny powrót, gdyż na poziom Ekstraklasy powróciła już rok póżniej.
Spadek z ligi to najgorsze co spotyka kluby sportowe. No może poza całkowitą ostatecznością, czyli likwidacją. Jest to cios w każdy aspekt życia zespołu. Rujnowane są plany finansowe, następują przetasowania na ławkach trenerskich, odchodzą co lepsi piłkarze, wreszcie, kibice dostają mentalny cios prosto w serce. Niełatwo się z tego otrząsnąć. Nie łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Zawsze w takim wypadku potrzebna jest pomoc dla klubu. Zwłaszcza ze strony jego fanów i wszystkich ekscytujących się historią tej czy innej organizacji sportowej. Mało jest na świecie klubów piłkarskich, które nigdy nie zaznały takiej zgryzoty.
W tym momencie spadkową smutę przeżywa Garbarnia. Dlatego chciałbym opisać pierwszy w historii spadek Brązowych z Ekstraklasy. Jednak nie z powodu czającej się w mojej głowie chorej przyjemności pastwienia się nad nieszczęściem garbarskiej społeczności, ale aby ową społeczność pocieszyć. Przecież po spadkowym roku 1937, wtedy właśnie Brązowi opuścili szeregi Ligi, zdarzył się sezon 1938 i błyskawiczny powrót do polskiej elity futbolowej. Nie było wówczas zwątpienia, więc chciałbym aby i dziś zwątpienia było jak najmniej.
Kiedy przyglądam się historii występów Garbarni w przedwojennej Ekstraklasie zadaję sobie pytanie, jak to jest możliwe, że drużyna która w 1936 roku zajęła 4 miejsce, tracąc brązowy medal mistrzostw Polski na rzecz Warty tylko i wyłącznie różnicą bramek w roku następnym zanotowała zupełnie nieczekiwany zjazd formy. Przecież skład drużyny był praktycznie ten sam i predestynował Brązowych do walki o najwyższe cele, łącznie z mistrzostwem. Jednak historia po raz kolejny zadrwiła ze zdrowego rozsądku i losy potoczyły się swoją, a nie przewidywaną przed sezonem przez ekspertów i kibiców drogą.
Nie ma co ukrywać, sezon 1937 praktycznie od początku do końca to była wielka jak dziura po meteorycie tunguskim katastrofa. Zaczęło się od nie najgorszego remisu na wyjeździe z Pogonią Lwów. Później jednak przegrane z Wartą Poznań (u siebie 3:1), AKS-em Chorzów (na wyjeździe 2:1) ustawiły zespół na dnie tabeli ligowej. Jeszcze trafił się remis z Wisła i 9 maja Łódzki Klub Sportowy na własnym stadionie urządził Brązowym jatkę wygrywając 6:0…
Później nie było lepiej. Kibice cieszyli się co prawda z remisu z Ruchem Hajduki Wielkie (Chorzów), jednak wrześniowy rewanż na Śląsku był kolejną katastrofą. Wystarczy że podam wynik. 8:1 w plecy… To mówi wszystko… Dodajmy do tego jeszcze porażki z Cracovią 4:0 i 1:0, Wartą (na wyjeździe 3:1) i już będziemy mieli prawie pełny obraz upadku i degrengolady jaka miała miejsce w 1937 roku. Łabędzim śpiewem okazało się zwycięstwo 17 października z Warszawianką. Zdobyte punkty nie wystarczyły na dopadnięcie ósmego w tabeli ŁKS-u. Zabrakło jednego oczka…
Karol Pazurek był cieniem własnego siebie. Być może dlatego, że miał kontuzję i dodatkowo nosił się z zamiarem zmiany klubu. Jego brat Józef podobnie jak Adam Haliszka, Wilczkiewicz czy Jan Lesiak zupełnie nie potrafili odnaleźć się na boisku. Rzutowało to oczywiście na powołania do kadry narodowej, w której znalazł się tylko wspomniany Jan Lesiak. Było pewnym kuriozum, że mimo dramatycznie kiepskiej gry na stadion przy ulicy Barskiej przychodziło coraz więcej kibiców…
Mistrzem Polski została w 1937 roku Cracovia i była to duża niespodzianka ponieważ była beniaminkiem (podobnego wyczynu dokonał Ruch Chorzów ale dopiero w sezonie 1988/89), podobnie jak wicemistrz AKS Chorzów. Jeszcze jedna jest ważna sprawa jeśli chodzi o ten sezon. Dąb Katowice. Ten sympatyczny śląski zespół został zdyskwalifikowany i ukarany walkowerami we wszystkich meczach za próbę przekupienia bramkarza Śląska Świętochłowice kwotą 300 złotych…
Reasumując. Drodzy Czytelnicy. Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój. Tak śpiewała Budka Suflera w piosence „Jest taki samotny dom”. Po katastrofie roku 1937 przyszedł błyskawiczny powrót do Ekstraklasy. Tak teraz, po dramatycznie złym sezonie muszą przyjść lepsze czasy. Kibicujmy temu razem z całych sił. Choćby piłkarskie niebo waliłoby się nam na głowy…
Norbert Tkacz „Niezwykłe Opowieści Sportowe”