Klub
#RetroMecz: Niemiecki bój Garbarni
Dziś środa, więc zgodnie z zapowiedziami przychodzimy do Was z kolejną porcją historycznej wiedzy od Norberta Tkacza. Garbarnia jako świeżo upieczony Mistrz Polski 5 czerwca 1932 roku rozegrała mecz z ówczesnym mistrzem Niemiec, czyli Herthą Berlin. To właśnie z tą drużyną „Brązowi” rozegrali jeden z najlepszych meczów w swojej historii. Jaki był jego przebieg? Zapraszamy do lektury!
W roku 1932 Garbarnia Kraków pławiła się w chwale mistrzostwa Polski. W zaledwie trzy sezony występów ekstraklasowych zdobyła koronę najlepszej drużyny futbolowej i sięgnęła po wicemistrzostwo kraju. To była nieprawdopodobna historia. Kibice w całej Polsce przecierali oczy ze zdumienia, a w Krakowie noszono na rękach bohaterską drużynę. Bo czego można się było spodziewać po takim początku? Co się jeszcze mogło się wydarzyć? Brązowi zdominują ligę na długie lata? A może nastąpi ich spektakularny upadek, tak szybki jak wejście na szczyt. Później okazało się że jest jeszcze trzecia droga, którą napisał klub z Ludwinowa. To jest jednak temat na osobny artykuł.
Kontakty z drużynami zagranicznymi nie rozpoczęły się oczywiście w roku mistrzowskim, ale klasa rywali z którymi przyszło potykać się Garbarni znacząco wzrosła. Jednym z takich ekstremalnie mocnych jak na tamte czasy przeciwnikiem był ówcześnie panujący mistrz Niemiec Hertha Berlin. Klub ten powstał w 1892 roku i właśnie na początku lat trzydziestych przeżywał swój najlepszy okres (dwa razy mistrzostwo kraju 1930, 1931). To właśnie z tą drużyną Brązowi rozegrali jeden z najlepszych meczów w swojej historii. Paradoks w tym wypadku polega na tym, że był to dla Polaków mecz przegrany…
Na początku kwietnia 1932 roku pojawiła się w prasie sensacyjna wiadomość, że 26 maja w Berlinie mistrz Polski Garbarnia Kraków spotka się na boisku z piłkarskim z mistrzem Niemiec Herthą Berlin. W związku z kolizją tego terminu z meczem reprezentacji z Jugosławią udało się, nie bez problemów, znaleźć inną datę. Ostatecznie uzgodniono 5 czerwca jako dzień polsko-niemieckiego pojedynku.
Jakie były przewidywania ekspertów futbolowych przed tym wydarzeniem? Ani Polacy, ani Niemcy nie dawali Brązowym żadnych szans na zwycięstwo. Z naszej strony padały głosy pełne obawy o to, czy nasz mistrz się nieskompromituje. Ze strony niemieckiej oczekiwano przekonującego zwycięstwa Herthy, choć były też apele (choćby w „Berliner Tageblatt”, czy w „Lokal Azeiger”) żeby w żadnym wypadku nie lekceważyć polskiej drużyny.
5 czerwca 1932 roku dzień był nadzwyczajnie słoneczny. Na trybunach dziś nieistniejącego Stadion am Gesundbrunnen (w 1974 roku gospodarze musieli sprzedać obiekt, aby uchronić się przed bankructwem) zasiadło… Tutaj niestety szacunki są rozbieżne, ponieważ Przegląd Sportowy podaje liczbę 9 tysięcy kibiców, IKC 15 tysięcy, wreszcie Raz Dwa Trzy szacuje publikę na 10 tysięcy kibiców. Tak czy siak, biorąc pod uwagę, że pojemność stadionu wynosiła około 35 tysięcy miejsc to trzeba przyznać, że nie był on wypełniony po brzegi. Na usprawiedliwienie tego faktu mogę napisać, że w tamtym okresie frekwencja na meczach Herthy spadała, na co żalili się niemieccy dziennikarze. Niemniej, ci którzy pojawili się aby oglądać to sportowe widowisko byli świadkami znakomitego meczu, a reakcje ich, jak podkreślają Polacy były bardzo uczciwe i przychylne dla przyjezdnych.
Przez pierwsze 60 minut gospodarze robili to co było do przewidzenia. Zdominowali pole gry punktując Brązowych. Na początku zawodnik Herthy Willi Kirsei strzelił mocno z daleka, a piłka uderzyła o siatkę bramki Gregorczyka. Sędzia jednak gola nie uznał bo nikt nie był w stanie stwierdzić po której właściwie stronie znalazła się futbolówka…
Kilka chwil później znowu sędzia wykazał się głęboką indolencją. Z daleka bowiem oddał strzał Promiński (Hertha) Gregorczyk piłkę złapał lecz wobec ataku Kirseja znalazł się z nią w bramce. Według arbitra faulu nie było, za to był pierwszy gol dla Niemców. Drugą bramkę gospodarze zdobyli znowu po absurdalnej decyzji sędziego o karnym dla Herthy za zbyt długie przetrzymywanie piłki przez polskiego bramkarza… Kirsei strzelił i było 2:0. Całe szczęście już dwie minuty później Garbarnia przeprowadziła piękną kombinacyjną akcję i niezawodny Maurer zdobył gola. Wywołało to aplauz całej publiki ponieważ ta doskonale widziała, że sędzia w tym dniu nie był w najlepszej formie…
Po przerwie napór niemieckiej drużyny topniał, jak ostatni śnieg na wiosnę. Mimo to Kirsei na jej początku zdobywa trzecią bramkę, a parę minut później Hermann Hahn dokłada czwartą. Wydaje się, że jest już po sprawie. Że nic pozytywnego wydarzyć się już nie może. Że Polacy nie podniosą się z płyty stadionu, a nawet przyjmą jeszcze kilka potężnych ciosów. Kto tak myślał, był w wielkim błędzie, ponieważ Garbarnia wyprostowała się, otrzepała z siebie pyłki nieuchronnej klęski i zaczęła kręcić Niemcami jak tylko mogła. Parę chwil po czwartej bramce Karol Pazurek przedryblował kliku zawodników gospodarzy. Podał do Riesnera, a ten strzelił i zrobiło się 4:2. Brązowi nie zwątpili w swoje umiejętności nawet kiedy Hahn zdobył piątą bramkę. Dalej konsekwentnie, jak lawa z obudzonego wulkanu, sunęli na bramkę Gilhardta. Efektem tego był trzeci gol w wykonaniu Smoczka. Kiedy na pięć minut przed końcem meczu Maurer z najbliższej odległości strzela na 5:4 trybuny niemal eksplodują z podniecenia. Niestety czas jest nieubłagany. Gdyby przepisy przewidywały spotkania piłkarskie trwające nie 90, a 100 minut, prawdopodobnie szturm Brązowych doprowadziłby do wyrównania…
Mecz kończy się nikłym zwycięstwem Herthy Berlin 5:4. Jednak publika i dziennikarze są rozanieleni postawą Garbarni. Zawodnicy z Polski schodzą do szatni przy rzęsistych oklaskach berlińskiej publiczności. Po meczu prasa niemiecka punktuje co prawda braki w technice drużyny z Ludwinowa, jednak wychwala jej ambicję, finisz i grę kombinacyjną. W Przeglądzie Sportowym mecz został okraszony tytułem, który mówi wszystko: „Zaszczytna przegrana piłkarzy polskich na boisku mistrza Niemiec”.
Jak podaje Przegląd Sportowy w szeregach Herthy znalazło się dwóch zawodników z polskimi konotacjami. Pierwszym z nich był Leo Promiński, który z okazji meczu odwiedził Konsulat Generalny RP i w poprawnej polszczyźnie opowiadał o swoich dziadkach mieszkających w Bydgoszczy i rodzicach z Poznania. Drugim był Otto Sommer pochodzący ze Lwowa.
Skoro mówimy o zawodnikach, tak przedstawiały się składy obu drużyn:
Hertha Berlin: Gilhardt – Volker, Wilhelm, Staar, Muller, Promiński, Sommer, Schulz, Schobek, Kirsei, Hahn.
Garbarnia Kraków: Gregorczyk – Bill, Konkiewicz, Skwarczowski, Wilczkiewicz, Nagraba (Joksch), Riesner, Maurer, Smoczek, Pazurek, Bator.
Zdobywcy bramek: Kirsei-3, Hahn-2, Maurer – 2, Smoczek -1, Riesner – 1
Na koniec wspomnę, że Garbarze w swoim drugim berlińskim meczu pokonali zespół Victorii-Frost aż 5:1…
Norbert Tkacz „Niezwykłe Opowieści Sportowe”