Pierwsza drużyna

Z podniesionym czołem

,

Zdaje się, że pisałem już kiedyś, tyle że przy innej okazji, iż nad Garbarnią unosi się duch Miceusza. W latach 60. grał w Garbarni świetnie, jako skrzydłowy był piekielnie szybki. A najszybszy, jak błyskawica, akurat w meczu, w którym „załatwił” … Garbarnię, bo bronił wtedy czasowo barw mieleckiej Stali.

Gol, zresztą jedyny w meczu, padł w 15. sekundzie od jego rozpoczęcia. Tak podało „Tempo”, nikt tej wersji i nigdy nie weryfikował. Ponieważ spotkanie rozpoczynała Stal, „Garbarze” mieli pierwszy kontakt z piłką w chwili wznowienia gry.  Już przy stanie 0:1…

Kilka dekad później ekspresowo, w 1. minucie, zamknął temat Mączyński, późniejszy filar Wisły i reprezentant kraju. Jeśli jednak wracam przede wszystkim do Miceusza, to głównie dlatego, że jego rekord w błyskawicznym posłaniu piłki do bramki RKS był dziś mocno zagrożony. Centra Jabłońskiego do Kordykiewicza, z bliskiej odległości strzał głową i 0:1… Mamy bodaj 28. sekundę i wiemy, że Miceusz gdzieś wysoko nad nami odetchnął z głęboką ulgą. Wciąż pozostaje najszybszy w okolicznościach, gdy piłka wpada nie do tej bramki co trzeba…

Ale, odwrotnie do meczów ze Stalą Mielec czy rezerwami Wisły, wcale to nie był koniec rozmowy. Ledwie jej początek, takie zasygnalizowanie tematu, że będzie ciekawie. I było, aż do ostatniego gwizdka. „Garbarze” bowiem szybko wzięli pod zmasowany ostrzał obiekt przed którym stał golkiper Rutkowski. Nie dał się zaskoczyć Kuczakowi, ani Szewczykowi, ale wobec karnego w niezawodnym wykonaniu Kowalskiego już nie dał rady. „Jedenastkę” podyktowano za sfaulowanie Szewczyka przez Wengera.

Już w przedłużonym czasie pierwszej połowy w centrum uwagi znalazł się Dariusz Derenda. Kibicuje Garbarni nie tylko dlatego, że w jednej z jej młodzieżowych wersji gra jego syn. Damian. Derenda senior, mam na to świadków, w chwili zbliżania się Kowalskiego do piłki, rzucił do mnie niby ot tak uwagę, że filar drużyny za chwilę ponownie wpisze się na listę. Kowalski, choć z bocznych rejonów boiska, pięknie podkręcił piłkę, która po odbiciu się od przeciwległego słupka wpadła do siatki.

Jedyne, czego w swej przepowiedni Derenda nie uwzględnił, to istotny udział Mruka, który skutecznie przedłużył głową ten kunsztowny „centrostrzał” Kowalskiego. Byliśmy zgodni, że ta istotna okoliczność tym bardziej skłania do ciepłego pożegnania utalentowanego defensora, który dla Garbarni zrobił wiele. I oby dla Pogoni Szczecin zrobił jeszcze więcej.

Po zmianie stron najpierw był groźny karambol na przedpolu „Brązowych”, później zmarnowanie dużej szansy przez Morysa. Następnie Kowalski idealnie zagrał z wolnego w bok właśnie do Nakrosiusa, ten przymierzył po tzw. długim rogu i zrobiło się 3:1.

Niebawem mogło być ze stanem meczu jeszcze dostojniej, popisowa kontrakcja Wyjadłowski – Feliks – Wyjadłowski skończyła się soczystym strzałem. Pod poprzeczkę, ale Rutkowski był na posterunku. Bliski powodzenia był ponadto Feliks (perfekcyjna centra Kowalskiego z kornera), lecz to Olimpia niespodziewanie zmniejszyła straty. Zawiniło zazwyczaj bardzo pewne ogniwo, popełnienie tyle prostego co kosztownego błędu przytrafiło się akurat Masiudzie. Próbujący uratować sytuację Kozioł sfaulował rozpędzonego Kiełtykę, wskazanie na „wapno” było nieuchronne. Tak samo jak wykonanie wyroku przez Wengera.

Później mogło pójść w obie strony, choć po otrzymaniu drugiej żółtek kartki Wierzba był zmuszony wyłącznie do obrania kierunku administracyjnym trybem wskazanego przez arbitra. W słupek trafił Sedlewski, a w poprzeczkę kropnął Radwanek, który wcześniej niepotrzebnie „po brazylijsku” spróbował zwieńczyć kolejną groźną akcję Wyjadłowskiego. Jak zwykle szalenie aktywnego, widzącego lepiej ustawionych partnerów, ale i niekiedy zbytnio rozkojarzonego.

Pal sześć, dziś naprawdę warto puścić w niepamięć słabsze momenty. I przede wszystkim serdecznie podziękować Łukaszowi Surmie, jego współpracownikom i podopiecznym za bez wątpienia udany sezon, którego epilogu – tak z ręką na sercu – obawiał się każdy. I to bardzo. Tymczasem okazało się, że główny cel w ekstremalnie ciężkiej rywalizacji osiągnięto w dobrym stylu.

Może dlatego, że ta drużyna, choć przecież tworzona ledwie od roku, właśnie ma swój styl. Co, zdaje się, stanowi wartość samą w sobie… Zwłaszcza na Ludwinowie, którego stare uroki postanowił dziś wieczorem poznać Bogdan Kąkolecki. Esteta, miłośnik twórczości Haydna, ale i „Skaldów”. Przyjechał specjalnie na mecz Garbarni z Olimpią, który najwyraźniej przypadł do gustu, że zaraz po emocjach piłkarskich udał się ów kibic niecodzienny w sentymentalną wędrówkę po ulicy Tureckiej i jej okolicach. Z odkrywaniem hasła „było kiedyś w Krakowie” niekoniecznie kłóci się adres zamieszkania. W przypadku Pana Bogdana ten jest akurat warszawski…

(JC)

Garbarnia Kraków – Olimpia Elbląg 3:2 (2:1)
Bramki: 21′ Kowalski, 45+3′ Mruk, 56′ Nakrosius – 1′ Kordykiewicz, 64′ Wenger

Garbarnia: Kozioł (82′ Nowak) – Kowalski, Kujawa (78′ Klimek), Masiuda, Nakrosius, Mruk – Wyjadłowski, Kuczak, Kołbon, Szewczyk (65′ Surmiak) – Feliks (73′ Radwanek).

Olimpia: Rutkowski – Morys (64′ Bucio), Wierzba, Wenger, Filipczyk (87′ Sarnowski) – Kordykiewicz, Bednarski, Ryk, Milanowski (46′ Sedlewski, 60′ Branecki), Jabłoński – Kiełtyka.

Sędzia: Mateusz Bielawski (Katowice)
Żółte kartki: Feliks, Szewczyk – Wierzba (dwie), Wenger
Czerwona kartka: Wierzba 85
Widzów: 200

fot. Kacper Ząber

I drużyna

II drużyna

Drużyny młodzieżowe