Klub

#RetroMecz: Blisko, a jednak daleko…

,

Dramatyczny dwumecz z poznańską Wartą o awans do II ligi mamy jeszcze świeżo w pamięci. Nieszczęśliwy epilog rywalizacji, gdy od radości dzieliło ledwie kilka minut, wcale nie był wyjątkiem od reguły. Oto namacalne dowody, że „Garbarzom” niekiedy wiał wiatr prosto w oczy…

Victoria Jaworzno – Garbarnia 1:1

Przez całą rundę wiosenną sezonu 1982/83 toczył się prowadzony w zawrotnym tempie przez Victorię Jaworzno i Garbarnię wyścig o drugą ligę. Tak się złożyło, że o awansie musiał rozstrzygnąć w Jaworznie ostatni mecz sezonu. Akurat pomiędzy tymi rywalami, przy czym gospodarzy prowadzonych przez Jerzego Pesta satysfakcjonował remis. Zaś grającą pod wodzą trenera Michała Królikowskiego Garbarnię – wyłącznie zwycięstwo.

Na stadionie Victorii zasiadło ponad 10 tysięcy widzów, w tym około 5 tysięcy z Krakowa! Atmosfera świetna. Piłkarze krakowscy mogli objąć prowadzenie już w 2. minucie, ale po pięknym strzale Kazimierza Chmielowskiego bardzo dobrze interweniował bramkarz gospodarzy Aleksander Grzywacz. Victoria dosyć niespodziewanie objęła prowadzenie. Po rzucie wolnym pośrednim Stanisław Orlik strzelił z bliska do siatki.

Utrata bramki nie zdeprymowała biało-brązowych. Nadal ambitnie atakowali, co zostało nagrodzone w 32. minucie, gdy Wiesław Florków po podaniu Macieja Śmiałka strzelił potężnie pod poprzeczkę wyrównującego gola. Wśród kibiców krakowskich wróciły radość i nadzieja.

„Garbarze” atakowali do końca meczu, jednak Grzywacz prezentował życiową formę. Kapitalną partię rozegrał zwłaszcza Chmielowski, który dynamicznymi rajdami po flance bardzo uprzykrzał życie prawemu obrońcy gospodarzy, Andrzejowi Słowakiewiczowi. Jego ojcem był znakomity pięściarz wagi średniej, medalista ME, Lucjan Słowakiewicz, który był naocznym świadkiem pasjonującego widowiska w Jaworznie. I wracał do Krakowa klubowym autokarem „garbarzy”).

Wreszcie na zegarze wybiła 90. minuta. Wprowadzony niedawno na boisko Stanisław Krasny otrzymał piłkę na polu karnym. Będąc sam na sam z bramkarzem Victorii, Staszek zbyt lekko uderzył piłkę głową i Grzywacz zdołał wyłapać futbolówkę, choć Krasny strzelał zaledwie z kilku metrów. Była to zatem absolutnie stuprocentowa okazja do przesądzenia sprawy… Kilkanaście sekund później sędzia Wiesław Karolak z Łodzi zakończył ten dramatyczny mecz.

Garbarnia nie wygrała, mimo że była drużyną lepszą. Uczciwie przyznali to przedstawiciele gospodarzy. To, co działo się w szatni krakowian najlepiej oddają słowa kierownika drużyny, Janusza Łazowskiego: „Dorośli mężczyźni płakali jak dzieci!”. Płakali, a raczej ryczeli jak bobry…

Garbarnia nie awansowała do II ligi, swą postawą – zresztą nie tylko w tym spotkaniu udowodniła, że to drużyna z charakterem. Pechowcami w Jaworznie byli: Tadeusz Draus – Adam Gołda, Maciej Śmiałek, Krzysztof Baliga, Zdzisław Miętka – Mariusz Maślanka, Wiesław Florków, Jacek Kokoszka (46 Jerzy Cisło) – Kazimierz Chmielowski (80 Stanisław Krasny), Andrzej Waśniowski, Zbigniew Kuder.

Każdy z nich ogromnie żałował, że wielka szansa awansu do II ligi tak pechowo przepadła…

Garbarnia – Bałtyk Gdynia 0:1, 0:0

W sezonie 1988/89 Garbarnia wygrała rywalizację trzecioligową, ale do upragnionego awansu trzeba było jeszcze wykazać wyższość w barażowym dwumeczu nad Bałtykiem Gdynia.

Pierwszy mecz rozegrano w sobotę, 24 czerwca 1989 roku. Na stadionie Bałtyku zjawiło się 5 tysięcy widzów (w tym spora grupa kibiców z Krakowa), by obejrzeć zacięte spotkanie, które krakowianie minimalnie przegrali 0:1. Okazało się niebawem, że właśnie w Gdyni została zaprzepaszczona ogromna szansa. Występujący w nowych strojach krakowianie (prezent od Zbigniewa „Fuły” Kurka) zdecydowanie lepiej wytrzymali od rywali potworny upał.

Mecz rozgrywano w samo południe, a wśród gospodarzy było kilku wiekowych graczy: m. in. Tomasz Korynt i Roman Wachełko). W 25. min po centrze z prawej strony doszedł do piłki Krzysztof Szura i pokonał Mariusza Rybaka mocnym strzałem, choć golkiper Garbarni dotknął futbolówki. Po zmianie stron przewaga krakowian była ewidentna, kilkakrotnie z wyraźną przewagą liczebną bardzo groźnie zaatakowali bramkę wyśmienicie broniącego Grzegorza Stencla. Ten okazał się przeszkodą nie do sforsowania, ponadto prześladował „brązowych” duży pech. Zwłaszcza przy strzałach Andrzeja Czorta i Krzysztofa Popczyńskiego, po którego „główce” piłka o centymetry minęła cel.

                                           Pięciu zawodników z powyższego zdjęcia brało udział w rywalizacji z Bałtykiem Gdynia. Fotografia pochodzi z roku późniejszego, gdy otwierano stadion na Rydlówce.

28 czerwca na stadionie przy ul. Parkowej 10 tysięcy widzów liczyło, że „brązowi” szybko odrobią stratę z pierwszego meczu, a później zdobędą kolejne bramki. Goście wybiegli na boisko w najsilniejszym składzie: Stencel – Toczek, Możejko, Gierszewski, Modrzejewski – Własny, Jaskulski, Wachełko (Czaplicki) – Szura (Sobczak), Korynt, Kłosowski. „Garbarze” desygnowali do gry następujących piłkarzy: Mariusz Rybak – Mariusz Maślanka, Maciej Śmiałek, Bogusław Kłaput, Zdzisław Miętka – Krzysztof Szopa, Zdzisław Janik, Robert Włodarz, Andrzej Czort – Krzysztof Popczyński, Artur Błoński (Ryszard Biernacik).

Pierwsza połowa była wyrównana, rutyniarze z Gdyni bronili się umiejętnie. Z perspektywy czasu wydaje się, że w trzech pierwszych kwadransach zagrała Garbarnia zbyt statycznie, bez podjęcia już do pauzy frontalnego ataku. Nikt jednak nie mógł przewidzieć, że w trakcie przerwy zacznie się nad Krakowem oberwanie chmury. W ciągu kilkunastu minut boisko zamieniło się w bajoro.

Kontynuowanie gry w takich warunkach było paranoją. Jednak sędzia Sławomir Redziński meczu nie przerwał. Gdynianie nie chcieli słyszeć o przełożeniu barażu, ponieważ nazajutrz wyjeżdżali do Niemiec. Zaś arbiter też zapewne uwzględnił okoliczność, że w momencie ulewy i przy korzystnym stanie dla Bałtyku były rozegrane 3/4 barażowego dwumeczu. W niczym to jednak nie usprawiedliwia decyzji sędziego, bo tak czy inaczej boisko absolutnie nie nadawało się w drugiej połowie do użytku. A jeśli już, to dla waterpolistów… Kto pamiętał MŚ ’74 i spotkanie RFN – Polska na Waldstadionie we Frankfurcie nad Menem, ten miał mniej więcej obraz tego, co się działo na Górze Parkowej. Z tym, że na Krzemionkach było zapewne jeszcze gorzej…

Przewaga Garbarni nie podlegała dyskusji. Niestety, skuteczność „garbarzy” pozostawiała dużo do życzenia. Najlepszą okazję do zdobycia gola zmarnowali w 85. minucie, nie wykorzystując rzutu wolnego pośredniego z 12 metrów. Po strzale Ryszarda Biernacika piłka nieuchronnie wpadała do siatki, gdy głową wybił futbolówkę któryś z zawodników Bałtyku (bodaj Tomasz Korynt). W anormalnych warunkach lepiej było się bronić. Tym bardziej, że rutyniarze z Gdyni (w Bałtyku grało wielu byłych pierwszoligowców) dysponowali zwartą linią defensywną. Rewanż zakończył się bezbramkowym remisem. Wynik ten zadowalał wyłącznie gdynian.

Następnego dnia w prasie krakowskiej ukazały się nagłówki, których treść mówiła wszystko: „Nie płacz Garbarnio ma…”, „Biednemu i deszcz w oczy”, „Deszcz przeciwko Garbarni”. Zaś o arbitrze Redzińskim przypomniała sobie pięć lat później cała Polska, gdy sędzia ten w skandaliczny sposób poprowadził w Warszawie decydujący o tytule mistrza kraju mecz Legia – Górnik Zabrze (1:1)…

(JC)

I drużyna

II drużyna

Drużyny młodzieżowe