Klub
#RetroMecz: Pucharowy tryptyk z Ruchem | 1967, 1970, 1974 r.
Czy warto pisać o meczach przegranych? Na dodatek aż trzech? I to z tym samym rywalem? Odpowiedź wydaje się negatywna, ale tylko z pozoru. Przede wszystkim dlatego, że przeciwnikiem Garbarni był chorzowski Ruch, firma sama w sobie. Ponadto, nie wszystko było w jednym z tych bojów jednoznaczne w swej warstwie komentarzowej.
Jesienią 1967 akcje Garbarni miały się wysoko, co zresztą niemal każdej jesieni było stałym fragmentem gry. Drugoligowa czołówka, aspiracje sięgając awansu i upragnionego powrotu do ekstraklasy… W pierwszej rundzie sezonu nie dało rady na Ludwinowie Zagłębie Wałbrzych (0:3), w identycznych rozmiarach przegrywały Olimpia Poznań i Unia Tarnów, w wyraźnie zaniżonej skali do przebiegu meczu przegrała Cracovia (0:2). Sęk w tym, że Ruch także nie skrywał ambicji, tyle że już piętro wyżej. Podopiecznym Teodora Wieczorka marzyło się odzyskanie tytułu, poprzednio zdobytego jeszcze w 1960.
Dołączona do tekstu fotka ustrzelona przez znakomitego fotoreportera, Wacława Klaga, jednoznacznie dokumentuje kolosalne zainteresowanie meczem. Było niedzielne przedpołudnie, na Ludwinów waliły tłumy… W zdecydowanej większości byli to oczywiście kibice „Brązowych”, którzy po wyeliminowanie drużyny Zenit Nisko (4:1) zapowiadali zrobienie dużej niespodzianki.
Do jakiego stopnia mogła publika odczuwać satysfakcję? Wynik 1:2 z pewnością jej nie zadowolił. Wszystko rozstrzygnęło się jeszcze przed pauzą. Najpierw trafił do o celu Zygmunt Maszczyk i Ruch wyszedł na prowadzenie. Niebawem widownia w ilości kilkunastu tysięcy kibiców zgotowała frenetyczną owację Andrzejowi Karpielowi. „Grześ”, stoper zazwyczaj niezawodny, i tym razem spisał się doskonale. Na bramkę od strony starego zegara potężnie wypalił z wolnego, zastępujący Henryka Pietrka jego imiennik Franecki nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.
Radość Ludwinowa nie trwała długo. Wkrótce wpisał się do protokołu Jan Rudnow i przesądził o awansie Ruchu do 1/8 finału PP. Czy awansie zasłużonym? Niewątpliwie tak, rzucała się w oczy większa dojrzałość drużyny, która raptem kilka miesięcy później sięgnęła po tytuł. Dodajmy, że Maszczyk siedem lat później był jednym z bohaterów „Orłów Górskiego” w finałach X MŚ. A i Rudnow przywdział reprezentacyjną koszulkę, choć tylko incydentalnie.
Trzy lata później doszło do rewanżu. Dokładnie we Wszystkich Świętych 1970, po zwycięstwie nad Lubuszanką Zielona Góra (3:1, gole Jerzego Odsterczyla 2 i Ryszarda Miceusza) w pierwszej rundzie Pucharu Polski Garbarnia podejmowała na swoim terenie wicemistrza Polski – Ruch Chorzów, który był ówczesnym wiceliderem ekstraklasowej tabeli.
Cztery lata wcześniej za pucharową burtę wypadł na Ludwinowie wielki Górnik, co przypomnieliśmy przed tygodniem. Pomny losu zabrzan przyjechał Ruch do Krakowa w najsilniejszym składzie. Mimo to Garbarnia stoczyła z chorzowianami pasjonujący mecz. Nic to, że w szeregach czołowej drużyny ekstraklasy aż roiło się od reprezentantów kraju. Piotr Czaja (bramkarz), Antoni Nieroba, Jerzy Wyrobek (obrońcy), Zygmunt Maszczyk, Bronisław Bula (pomocnicy), Józef Gomoluch, Edward Herman i Eugeniusz Faber (napastnicy) tworzyli wówczas „bombową pakę”… Nic to, że to Ruch był wyraźnym faworytem konfrontacji… W niedalekiej odległości od Matecznego, zaś w drugą stronę od Wawelu, rozgorzał dramatyczny bój, który dopiero w dogrywce wyłonił zwycięzcę.
Przeciwko tym asom wybiegła na boisko jedenastka gospodarzy: Andrzej Kierdaj – Mieczysław Kurek, Henryk Maculewicz, Andrzej Karpiel, Antoni Herod (Marian Szlachetka) – Edward Pilarski (Mieczysław Weiss), Jerzy Jasiówka, Andrzej Kucharczyk, Czesław Kwiatkowski – Jerzy Odsterczyl, Ryszard Miceusz. Na trybunach wielkie poruszenie i wspaniała frekwencja, aż 15 tysięcy widzów.
Czaja w bramce Ruchu bronił świetnie, ale w końcu skapitulował po strzale Pilarskiego. Stadion huczał, trwał szalony doping. Przed gośćmi stanęło widmo losu Górnika… Ale – jak komentował „Przegląd Sportowy” – piłkarze Ruchu mogą mówić o szczęściu. Wszystkie złe losy sprzysięgły się bowiem przeciwko wręcz koncertowo grającej Garbarni. Drużyna z Ludwinowa wspięła się na wyżyny swych umiejętności. Zagrała tak pomysłowo i bojowo jak nigdy w meczach mistrzowskich i była przynajmniej równorzędnym partnerem dla czołowego zespołu ekstraklasy. rozgrywając pierwszorzędną partię, postawiła Ruch w stan alarmu. Nie tylko w momencie objęcia prowadzenia. Również w chwili, gdy przy stanie 1-1, a jeszcze przed ogłoszeniem dogrywki pierwszorzędnie grający Odsterczyl nie zdołał pokonać z „jedenastki” Piotra Czaję.
W przedłużonym o pół godziny czasie meczu więcej z gry mieli gospodarze. Zabrakło im przysłowiowego łutu szczęścia. Ponownie wpisał się na listę „Eda” Herman i Garbarnia ostatecznie odpadła po dogrywce. Biorąc pod uwagę klasę rywala i stworzoną przez obie strony znakomitą jakość widowiska – naprawdę było czego żałować. Spośród ambitnych krakowian najwyższe oceny otrzymało trzech panów „K”: Kurek, Kwiatkowski i Kucharczyk, ale i pozostali (włącznie z doskonale dryblującym kosztem kadrowicza Wyrobka pechowym Odsterczylem) zasłużyli na wielkie brawa. Tym bardziej szkoda, że tyle wysiłku nie przekuło się w pucharowy awans…
Najbliżej piłki widzimy stopera Ruchu, Jerzego Wyrobka. Właśnie jemu najbardziej dawał się we znaki Odsterczyl. Tuż przed upadkiem na murawę mamy Edwarda Pilarskiego, on z zimną krwią otworzył stan meczu. Z numerem „2” zagrał wśród gości Franciszek Skiba, zwrócony twarzą do obiektywu jest jego kolega klubowy Józef Gomoluch. Zaś nieco z dala śledzi akcję Jerzy Jasiówka. Wtedy boiskowy „as” Garbarni, zaś teraz jej prezes.
Ruch Chorzów dotarł z Ludwinowa aż do półfinału PP.
Jesienią 1973 stary ludwinowski stadion już nie istniał. Jeszcze w lutym tegoż roku został wysadzony w powietrze, „Garbarze” stali się bezdomni. Korzystano z obiektu Wawelu, a po kilku miesiącach przeniesiono się na Krzemionki, na urokliwy stadion Korony. Garbarni szło po powrocie do II ligi kiepsko. Zupełnie inaczej było w Pucharze Polski. „Brązowi” pokonali AKS Niwka a następnie ROW Rybnik. Identycznym wynikiem (3:2) i w bardzo podobnych, niemal bliźniaczych okolicznościach. Od stanu 0:2 po dramatyczną pogoń i zwycięstwa wywalczone w dogrywkach. Zwłaszcza Zbigniew Macała i Andrzej Deptuch spisali się w tych spotkaniach wybornie. W ćwierćfinale PP znów stanął na drodze Ruch, który tym razem był zdecydowanie silniejszy. Drużyna Michała Viczana gładko wygrała na Krzemionkach 3:0, po golach Józefa Kopicery, Bronisława Buli i Stefana Herisza.
Uważny Czytelnik dostrzeże jednak pewną lukę w tym ciągu zdarzeń. Zgadza się, to zresztą celowy zabieg. Bo jeszcze przed Ruchem pojawiła się na stadionie Korony Stal Mielec, od kilku miesięcy w glorii mistrzów Polski. Temu wydarzeniu i sukcesowi Garbarni na wielką skalę koniecznie trzeba poświęcić za tydzień następny odcinek wspomnień.
(JC)
Fot: Wacław Klag